To jasełkowe przedstawienie zabrało nas, widzów, w świat niezwykły. Świat subtelny niczym skrzące się płatki śniegu, baśniowy i kolorowy, rozedrgany zadzierzystym góralskim tańcem, wypełniony tkliwą muzyką i radosnym śpiewaniem Jezuskowi na całe gardło, ozdobiony perlistym dźwiękiem kolędy granej na szklanych dzwoneczkach…
Rozbudowaną, pełną zaskoczeń opowieść bożonarodzeniową rozpoczynał dialog łagodnej Zimy z nieprzejednanym, ostrym jak lodowe sople Mrozem. A był to tylko wstęp do ukazania odwiecznej walki dobra ze złem, którą od zawsze ucieleśniają postacie promiennych aniołów z jednej strony i usmolonych, uzbrojonych w pazury, rogi i widły diabłów z drugiej strony –– w szkolnym przedstawieniu były to wesołe, rezolutne i całkowicie niegroźne diabliki.
Potem zobaczyliśmy Marię i Józefa, jak przemierzają nieprzyjazną ziemię w poszukiwaniu dla siebie jakiegoś schronienia. Pukają do wielu domów, niestety nadaremnie. Żadne drzwi nie chcą się otworzyć; zamknięte na głucho przed pielgrzymami, którzy niosą w sobie jedynie dar miłości bliźniego, pozostają niewzruszone. W końcu znajdują dach nad głową w ubogiej stajence, w której mieszkają wół i osiołek. Są tu także jasełka, czyli żłóbek wypełniony pachnącym sianem. Maria jest brzemienna, bardzo utrudzona wyczerpującą wędrówką, więc chór anielski z „koryfejką” Leną zaśpiewa dla Niej najpiękniej, jak tylko można.
Potem wydarza się coś, czego do tej pory nie doświadczyłem, a oglądałem wiele różnych przedstawień jasełkowych; nie ma tego nawet w „Betlejem polskie” Lucjana Rydla. Doprawdy, nie daje mi spokoju ta scena, rozpamiętuję ją, tę magiczną, trwającą nieledwie mgnienie oka chwilę. Jak można pokazać na scenie szkolnego teatru narodziny dziecka – moment, w którym przychodzi ono na świat? Rzecz niemożliwa? A jednak.
Oto tłum aniołków w śnieżnobiałych, powłóczystych szatkach otacza Marię, zasłania pusty żłóbek, pusty, bo wypełniony do tej pory jedynie sianem i nagle pada dociekliwe pytanie jednego z anielskiej braci, tego, który pozostał na zewnątrz białego kordonu. Słyszymy proste pytanie podkreślone sugestywną intonacją: „Czy już?”. I wtedy rozstępuje się złocisto-biała zasłona, aniołki odwracają promienne buzie w stronę widowni, unoszą w górę ręce i wykrzykują radośnie jedno, krótkie słowo: „Już!”.
Stało się! W tej chwili narodził się Człowiek, przyszedł na świat Zbawiciel! Doprawdy jest to chwila wzruszająca i natchniona, zresztą jak cały ten czarowny spektakl. A kiedy już się narodziło Dzieciątko, trzeba się z nim podzielić tym, co się ma. Cóż mogą ofiarować prości pastuszkowie? Jedna z pastuszek dzieli się kromką chleba, inna lizakiem, a wszyscy oddają Mu swoje gorące, czyste serca. Wnet przybywają do Stajenki Betlejemskiej Trzej Królowie-Magowie prowadzeni przez Gwiazdę. Na czele orszaku, kolebiąc się na boki, kroczy dostojnie słoń z muślinowym palankinem na grzbiecie, za nim podążają dwa baktriany, dwugarbne wielbłądy, a za nimi ciągnie się długi szereg przedstawicieli wszystkich ras i nacji. Świat przychodzi do Światłości, klęka przed Nowonarodzonym.
Piękne i niezapomniane przedstawienie. Niski ukłon i owacja na stojąco za: scenariusz, reżyserię, scenografię, dekoracje, kostiumy, charakteryzację, choreografię, muzykę…
A kiedy ucichły brawa i pogasły teatralne reflektory, zaproszeni Goście – wśród których byli przedstawiciele gminnej władzy z burmistrzem - Pawłem Kolasą na czele, proboszcz krzęcińskiej parafii - Zdzisław Budek oraz emerytowani nauczyciele – mogli spotkać się na tradycyjnym przy takich okazjach poczęstunku, by porozmawiać o dopiero co zakończonym przedstawieniu i o wszystkim innym.
Lulajże Jezuniu
perełko Mamina
światło naszych oczu
nadziejo jedyna
Lulajże Dzieciątko
lulaj w sercach naszych
bo bez Ciebie pusto
i nic się nie darzy
Lulaj w blasku świeczek
co nam w oczach rosną
kiedy pierwsza gwiazda
zagląda przez okno
Zenon Michalski
|